poniedziałek, 14 października 2013

[03] Domowe przedszkole.

Po natarciu pani Marchewki, wszystko wracało do normy. Było jeszcze wcześnie, więc postanowili wreszcie porządnie się zadomowić, uwzględniając przy tym małego lokatora. 
- Dzwoniłem już po Oli'ego Lukasa i Jacka. Pojedziemy po łóżeczko, jakieś meble, ubranka... - Wojtek wydawał się rzeczywiście przejęty nową rolą, albo naczytał się za dużo na forum dla młodych matek.  Tak czy inaczej, efekt był taki, że wujek Robert musiał zostać z brzdącem sam na kilka godzin. - Jesteś pewny że dasz sobie radę? - Szczęsny ponowił swoje pytanie już chyba piąty raz, patrząc niepewnie na przyjaciela. 
- Mam tyle samo doświadczenia w opiece na dziećmi co ty – powtórzył Robert, całkiem szczęśliwy z możliwości wykazania się jako niańka. 
- I to mnie martwi – mruknął bramkarz. 
Mimo swoich obaw w końcu podał Lewemu Małego i wyszedł, a wujek i synek pomachali mu na pożegnanie. 

~*~

 - I co maluchu? Ciocia... ee pani Ania zostawiła nam tu trochę warzywek, może coś ci ugotujemy? Nie martw się, zmielę ci tam trochę kurczaka, żebyś urósł duży jak twój tatuś.
Opieka nad dzieckiem była dla Lewandowskiego świetną zabawą, uśmiech miał przyklejony do twarzy jak na super mocny klej. Zanim zaczął gotować, posadził Dominika w foteliku, który z kolei postawił na kuchennym blacie, żeby bobas miał dobry widok na tańczącego przed garnkami wujka. 
- Zobacz co tu mam! - napastnik pokazał małemu swoją zdobycz jak najlepsze trofeum. Był to biały fartuch z napisem „I love my daddy” i wielkim sercem na środku. - Wiesz, kupiłem dla twojego taty, ale chyba się nie obrazi, co nie? 
Szczęsny Junior wydawał się zadowolony ze swojej nowej niani. Uśmiechał się, gaworzył i przede wszystkim – nie płakał. W ciągu pół godziny obiadek był gotowy, a wujek Lewus dumny z siebie, bo nie został nim opluty. Czyli smakowało. Bo obiadku bobas i wujek udali się na drzemkę. Lewy był tak zmęczony spotkaniem z byłą żoną i gotowaniem, że zapomniał nawet o zdjęciu fartuszka.  Jakiś czas później w mieszkaniu zrobił się niezły harmider. Szczęsny wraz z pomocnikami wrócili z zakupów: Jack wszedł niosąc karton z łóżeczkiem, Wojtek na wpół złożony wózek i dużą wypełnioną różnymi drobiazgami torbę, Poldi miał przewieszone przez szyję nosidełko, a za rękę ciągnął Louisa, który dla odmiany ciągnął za sobą wielkiego pluszowego krokodyla, większego niż on sam. Za ogon ogromnego pluszaka trzymał Archie. Za nimi szedł Oli, za jedną rączkę trzymając małą Jenny a za drugą trochę młodszą Delilah, która dopiero uczyła się chodzić i ledwo nadążała za Francuzem. Cały hałas obudził Dominika i jego opiekuna. Zarówno dzieci jak i ich tatusiowie wydawali się strasznie podekscytowani całą wyprawą. Wojtek widząc że jego dziecko płacze, zresztą jak miał w zwyczaju, przytulił malucha, a ten niemalże natychmiast się uspokoił. Czyżby bramkarzowi na stałe załączył się instynkt tacierzyński? Lewy tylko przecierał oczy i starał się obudzić i ogarnąć, co dzieje się na około. 
- Zabraliście całe przedszkole ze sobą? - mruknął, przyglądając się gromadce dzieci, która właśnie zabrała się za wypróbowanie wszystkich zakupionych zabawek. 
Jednak już po dwóch minutach Jenny podbiegła do Wojtka i zaczęła przyglądać się Dominikowi. 
- Wujek a kto to jeśt? - zapytała, unosząc główkę do góry, żeby móc lepiej się przyjrzeć. 
- To mój synek – odpowiedział, a w jego głosie było słychać coś nowego – jakby dumę z tego że może to powiedzieć: mój syn. 
- A mogę go dotknąć? - zapytała od razu dziewczynka, więc bramkarz usiadł na kanapie, żeby mogła dosięgnąć małego. Wszystkie dzieci od razu zbiegły się dokoła i zaczęły łapać Dominika za rączki. 
- A gdzie jego mamusia? - zainteresował się Archie. - Moja mamusia jest w pracy. 
Zanim Szczęsny zdążył zastanowić się nad odpowiedzią, przerwał mu dzwonek do drzwi. Szybko podał Dominika Lewemu i poszedł otworzyć. 
- O Jezu – wyrwało mu się, kiedy zobaczył kto postanowił do nich przyjechać. - MAMO?! Ale co ty tu... I pani Lewandowska? Ale co wy tu...? - Nie był w stanie nawet złożyć zdania, szok odebrał mu na chwilę zdolność logicznego myślenia. 
- WIEDZIAŁAM! – krzyknęła pani Iwona, widząc swojego syna z dzieckiem na ręku i w tym nieszczęsnym fartuszku. Jak mogłeś mi nie powiedzieć że mam wnuka?! 
- Ale mamo... - Teraz to Lewy był w niezłym szoku. Jakiego wnuka? 
- Nie mamuj mi tutaj, tylko daj mi no zobaczyć tego słodziaczka! Ojej, ma niebieskie oczy, na pewno po mnie! 
Zanim Robert się obejrzał, jego mama już tuliła do siebie małego, tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy jej nie widział. Poza tym – wszystkie dzieci mają niebieskie oczy – przeszło mu przez myśl. Wojtek stał zakłopotany pośrodku całej sytuacji i przeczesując włosy ręką. 
- Mamo? – mruknął do swojej matki, ledwo dosłyszalnie. - Dominik to mój syn.

~ * ~

Oddajemy w wasze ręce trzeci rozdział. Nieco krótki, ale pomału się rozkręcamy, więc don't worry :). Liczymy na komentarze z waszej strony, które są dla nas bardzo motywujące! :)
Jeśli chcecie być informowani - zostawcie kontakt w zakładce "Informujemy".

niedziela, 6 października 2013

[02] Atak pani Marchewki.

Po wykąpaniu, przewinięciu i nakarmieniu, przyszedł czas na drzemkę. Zmęczony płakaniem Dominik zasnął bez problemu, dając tym samym chłopakom chwilę wytchnienia. Wojtek, Lukas i Robert siedzieli na kanapie i pili piwo, nie odzywając się ani jednym słowem przez dłuższy czas. 
- Trzeba mu kupić jakieś ciuszki - wypalił nagle Lewy. Jego przyjaciele spojrzeli na niego jak na idiotę, w sumie kolejny raz tego dnia. - No co?
- Milcz - burknął Szczęsny. - Muszę to wszystko przemyśleć.
- Nad czym tu myśleć? - zabrał głos Poldi. - Sandra okazała się być niedojrzałą dziewczynką, więc to ty musisz się wykazać. Ten chłopiec potrzebuje bezpieczeństwa i miłości. Nie możesz się wycofać.
- Nie zamierzam - zapewnił pośpiesznie bramkarz. - Tylko... A co jeśli nie dam sobie rady?
- Wojtek - Poldi westchnął i poklepał kolegę z drużyny po ramieniu. - Pomożemy ci. Masz nas, pana Foszka, rodzice też ci pomogą.
- Dzięki - Wojtek uśmiechnął się z wdzięcznością. - To co? Dzwonimy po Giroud?

~ * ~

Wojtek i Robert byli wielbicielami długiego spania, to też szybko przekonali się o tym, że teraz będą mogli o takim jedynie pomarzyć. Dominik pokazał iż ma charakterek, co było kolejną cechą świadczącą o tym, że chłopiec na pewno jest z rodu Szczęsnych. O piątej nad ranem zdali sobie sprawę z ważnej rzeczy: nie warto już się kłaść do łóżka. Siedzieli na kanapie z kubkami wypełnionymi gorącą kawą, gapiąc się w ścianę. Co jakiś czas jeden z nich ziewał, zaś drugi przecierał oczy ze zmęczenia. Minuty mijały, a cisza panująca w mieszkaniu stawała się nieznośna. Z dwojga złego woleli jednak siedzieć jak dwie myszy pod miotłą, niż znowu uspokajać płaczącego chłopca.
Wtem rozległ się głośny dźwięk. W pierwszej chwili żaden nie zareagował, lecz po upływie kilkunastu sekund Lewandowski zerwał się jak oparzony i pobiegł do swojego pokoju, w którym zniknął na parę minut.
- Giroud dzwonił i pytał o numer do mojego fryzjera – wyjaśnił brunet, kiedy wrócił z powrotem do salonu. – Ale mu nie dałem. Taki ze mnie sukinsyn.
Zadowolony z samego siebie wyszczerzył się do Szczęsnego, a ten tylko spojrzał na niego zaspanymi oczami. Nawet nie chciało mu się komentować jego zachowania, bo w obecnej sytuacji był w stanie otwierać usta tylko po to, by śpiewać kołysanki i pić kawę. A jeśli już mowa o kołysankach to przyszedł czas na kolejną, bo Dominik znowu dał o sobie znać.
- Repertuar mi się kończy – bąknął pod nosem Wojtek i poszedł do synka.
Bramkarz wziął chłopca na ręce i zaczął chodzić z nim po pokoju, podśpiewywać dobrze mu znaną melodię z dzieciństwa, którą zawsze nuciła jego mama, kiedy był jeszcze siusiumajtkiem. 
Brzdąc w końcu się uspokoił. Patrzył na swojego tatuśka z uśmiechem na twarzy i kąciki ust Wojtka również uniosły się ku górze. 
I tak właśnie Wojciech Szczęsny poznał jeden z plusów bycia rodzicem: widok szczęśliwego dziecka. 

~ * ~ 

Chłopaki wykorzystywali ostatnie dni swojego urlopu, który powoli się kończył. W następnym tygodniu obaj wznawiali treningi - Wojtek w Arsenalu, a Robert w Chelsea. Przez wiele miesięcy mówiono o odejściu Lewandowskiego do Bayernu Monachium, lecz tak się nie stało. Napastnik miał dość swoich menadżerów, którzy naciskali na jego przenosiny do wielokrotnego mistrza Niemiec. Ten jednak zbuntował się i w końcu powiedział "nie". Sezon 2013/14 był dla niego burzliwy, nie tylko ze względu na jego karierę, ale też przez życie prywatne. Po zaledwie kilku miesiącach małżeństwa, on i Anna postanowili się rozstać. Lewy nie znosił wymyślnych dań swojej małżonki. Był mężczyzną i jak każdy prawdziwy facet - potrzebował mięsa! Wiadomo, jako sportowiec musiał trzymać się diety oraz odżywiać się zdrowo. Ale ileż można? Dlatego też pewnej niedzieli, podczas pobytu w Polsce między rundą jesienną a wiosenną, pojechał w odwiedziny do swojej mamy. Zapach kotleta był niczym zbawienie. Nie przewiedział tylko jednego: Ania wpadła niespodziewanie do domu swojej teściowej. Widząc męża zajadającego ze smakiem schabowego... No cóż, na jej widok ludzie mogliby pomyśleć, że jest bykiem i urządzić sobie corridę. Złość jaka z niej buchała dała o sobie znać niedługo potem, gdy Robert otrzymał pozew o rozwód. Ten jednak nie rozpaczał długo, o czym świadczyła huczna impreza, która odbyła się tego samego wieczora. 
Znalazł nowych menadżerów, preferował wolne związki i przeniósł się do Londynu. Po tym jak Demba Ba wrócił do West Ham United, a Everton postanowił pozyskać Lukaku, londyńska Chelsea potrzebowała napastnika. Samuel Eto'o nie spełniał oczekiwań, zaś Fernando Torres odkąd pojawił się na Stamford Bridge nie był już tym El Nino z Liverpoolu. Angielski klub postanowił ściągnąć do siebie napastnika reprezentacji Polski z nadzieją, że będzie błyszczał tak jak przez cztery lata w BVB.
Mimo ciężkiej nocy chłopakom dopisywał humor. Dominik zachowywał się nie do poznania: bawił się grzecznie swoją pandą i chichotał wesoło. Wojtek i Robert przyglądali się temu z uśmiechem na ustach, rozmawiając o nadchodzącym sezonie i wychowaniu małego. Wtem rozległ się dzwonek do drzwi, więc brunet pobiegł otworzyć.
- Rybeńko! - wykrzyknęła kobieta trzymająca siatkę z zakupami, która stała na progu mieszkania piłkarzy.
- Eee... Anka? Co ty tu robisz? - zdziwił się. Ale zanim mu odpowiedziała to jego była żona wpadła do środka i poleciała do kuchni. - Do cholery jasnej!
- Co ona wyprawia? - oburzył się Wojtek. 
Oboje poszli za ex partnerką Lewandowskiego, która w trymiga rozgościła się w ich domu. Wyjęła z siatki marchewki, sałatę, pomidory, ogórki... Wyglądało to jakby wykupiła cały warzywniak. Nic nie robiła sobie z tego, że nie jest u siebie i że oni ją obserwują. 
- Kobieto, jak chcesz się bawić w Makłowicza to nie tutaj - oznajmił Wojciech, na co ta wybuchnęła śmiechem. - No co?
- Zawsze lubiłam twoje poczucie humoru.
- Robercie - rzekł z powagą bramkarz - zrób coś z nią.
Lewy został sam z Anną, która przyglądała mu się z uwagą. 
- Przyleciałam do ciebie, bo się stęskniłam - powiedziała po chwili milczenia. - Przywiozłam wszystkie twoje ulubione warzywa.
- Nie, przywiozłaś wszystkie swoje ulubione warzywa - odparł z wściekłością. - Rozstaliśmy, rozumiesz co to znaczy? 
- Tak, rozumiem, czy ja ci wyglądam na blondynkę?
- Przecież nią byłaś, potem się przefarbowałaś.
- No tak. Zapomniałam. Hihi.
Zakłopotana zwiesiła głowę i znów zapadła niezręczna cisza, ale tym razem Lewy postanowił być bardziej stanowczy i poprosił ją o wyjście. Wyraz twarzy kobiety zmienił się, kipiała złością niczym tego pamiętnego dnia, gdy nakryła go na obiedzie u mamy. Opuściła kuchnię, a wychodząc zauważyła jak Wojtek bawi się z dzieckiem. Wryło ją, totalnie czuła się jak wbita w podłogę. Nie chciała jednak zostawać tu ani minuty dłużej i wyszła. 
Nie mogła tego tak zostawić. Wyciągnęła telefon i wybrała numer do Iwony Lewandowskiej.
- Słucham?
- Dzień dobry, z tej strony Anna Lew... Stachurska. Chciałam zapytać o jedną rzecz. 
- Jaką? - ton głosu byłej teściowej był chłodny i zdystansowany.
- Robert ma syna?
Milczenie po drugiej stronie było odpowiedzią na nurtujące ją pytanie. Jako iż nie oczekiwała niczego więcej - rozłączyła się.

~ * ~ 

Dobry wieczór! Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że znowu rozdział jest tak późno, ale szkoła zabiera dużo czasu. Postaramy się jednak, by trzeci rozdział był szybciej. :)
Z góry za wszelkie błędy przepraszamy, no i liczymy na komentarze z waszej strony! Jeśli chcecie być informowani, to zostawcie namiary do siebie w zakładce u góry. :)