czwartek, 14 listopada 2013

[04] Azjatki mnie nie kręcą.

Giroud, Podolski i Wilshere wyczuli, że lepiej się ulotnić, więc zabrali swoje pociechy, pożegnali się i wyszli. Panie Szczęsna oraz Lewandowska mierzyły swoich synów wzrokiem.
- To w końcu czyj to syn i skąd w ogóle się tu wziął? - zapytała Iwona Lewandowska zagubiona w całej sytuacji.
- To mój syn - powiedział Wojtek, patrząc swojej matce prosto w oczy. - Wszystko ci wytłumaczę.
Matka Wojciecha siedziała na kanapie ze skrzyżowanymi rękami na piersi, oczekując wyjaśnień.
- Tylko to trochę skomplikowane - zabrał się niepewnie za opowiadanie tego, co zdarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni.
- Oh, w sumie to nie takie skomplikowane - przerwał mu Lewy. - Piliśmy, czekaliśmy na pizzę, a zamiast niej - jego znaleźliśmy za drzwiami. - dokończył wskazując Dominika.
- Robercik, może wyjdziemy na spacer? - odezwała się pani Iwona, chcąc zostawić Wojtka i Alicję samych, by bramkarz mógł z nią porozmawiać.
Robert ten jeden raz, wykazał się taktem i zdejmując fartuszek dał matce do zrozumienia, że zgadza się na jej propozycję. Na zewnątrz było ciepło, więc założyli buty i byli gotowi do wyjścia. Lewandowski jeszcze spojrzał na Wojtka dodając mu otuchy i zniknął za drzwiami.
- Mamo - zaczął nieco zdenerwowanym głosem, siadając obok rodzicielki. - Dominik jest dzieckiem moim i Sandry. W życiu bym nie pomyślał, że dojdzie do czegoś takiego, tego nie było w planach!
- Domyśliłam się. - odparła, po czym westchnęła. - Wojtek, przecież ty sam nieraz zachowujesz się jak bachor. Jak chcesz wychowywać tego małego szkraba?
- Radzę sobie - mruknął, sam nie wierząc w to co mówi.
Przecież to dopiero dwa dni. Jednak, kiedy chociaż przez chwilę pomyślał o stracie małego... zresztą, kto by się nim zajął? Do domu dziecka go nie odda, nigdy w życiu! A o Sandrze można zapomnieć, nie była mu nawet w stanie prosto w oczy powiedzieć, że mają dziecko. Ba! Zostawiła je na progu.
- Przypominam ci, że jesteś piłkarzem, ciągle podróżujesz, trenujesz, nie ma cię w domu. Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Wiesz, liczyłem na wsparcie z twojej strony, ale widocznie się przeliczyłem - powiedział urażony i odwrócił głowę.
- Liczyłeś na wsparcie, a nawet nie powiedziałeś mi że mam wnuka! No bardzo odpowiedzialne, naprawdę. Poza tym - ja ci mogę pomóc, ale za ciebie go nie wychowam! - ta rozmowa coraz bardziej zmierzała w stronę kłótni, a tego właśnie Wojtek najbardziej się obawiał.
- Sam dowiedziałem się zaledwie wczoraj! - krzyknął zdenerwowany. - Musiałem najpierw to wszystko poukładać, a dopiero ogłaszać całemu światu, że mam syna.
- Eh, Wojtuś. - Matka spojrzała na niego i położyła mu rękę na ramieniu. - Przepraszam, to dla mnie też jest dużym zaskoczeniem.
To jedno zdanie wystarczyło, by Szczęsnemu kamień spadł z serca. Nie wyobrażał sobie, by jego matka odrzuciła jego i Dominika. Teraz wiedział, że mimo całej tej dziwnej sytuacji, naprawdę może dać sobie radę jako ojciec i nie było to już takie surrealistyczne jak wcześniej.Samo to, że rzuciła dla niego wszystko i postanowiła przylecieć do Londynu świadczyło o tym, że się zmartwiła i chciała wiedzieć co się dzieje.
Spokojny dotychczas Dominik dał w końcu o sobie znać.
- Charakterek to on ma po tobie - zaśmiała się pani Szczęsna. - Mogę? - zapytała patrząc na syna i wyciągając ręce po dziecko. Kiedy przytuliła szkraba do siebie, wzruszenie dało o sobie znać. - Ej mamuś, tylko mi tu nie płacz.
- Teraz dopiero dotarło do mnie, że jestem babcią - oznajmiła i łza poleciała po jej policzku. - Rany boskie, jestem babcią!


~ * ~

Jak co roku obydwa londyńskie kluby wyjeżdżały na tour po Azji, gdzie piłkarze trenowali, grali sparingi oraz spotykali się z kibicami. Różniły ich miejsca, które odwiedzali, partnerzy w meczach towarzyskich oraz daty wylotu i powrotu do Anglii. Robert wraz z Chelsea wyleciał jako pierwszy, zaś Wojtek z Arsenalem dwa dni po nich.
Lewandowski skoro pierwszy wyjechał - to i pierwszy wrócił. Zamiast po wejściu na klatkę normalnie zawieść walizki windą do mieszkania,pobiegł po schodach żeby szybciej znaleźć się w mieszkaniu, z jednego prostego powodu. Oboje w Wojtkiem przez cały wyjazd nie mogli przestać myśleć o małym Szczęsnym, więc troskliwy wujek chciał jak najszybciej sprawdzić jak ma się ich bobas.
Zapukał do drzwi mieszkania, a chwilę później zobaczył uśmiechniętą twarz swojej rodzicielki. Ucałowała syna na powitanie i wpuściła go do środka.
- A pani Alicja gdzie jest? - zapytał.
- Poszła po zakupy, a my siedzimy z Blanką i niańczymy Dominika - wyjaśniła pani Iwona.
- Z kim? - zdziwił się.
- Z Blanką, misiu! Azja ci źle działa na słuch, syneczku?
Pani Iwona pokręciła głową i pociągnęła swojego syna za rękaw do salonu, w którym siedziała Blanka i bawiła się z Dominikiem.
Na widok dziewczyny szczęka mu opadała. Skąd mógł wiedzieć, że Dominik wyrywa lepsze laski od niego? Bo właśnie bawił się (nie mylić z zabawiał!) ze śliczną blondynką, która szczebiotała do niego słodko i łaskocząc go swoimi długimi blond lokami, była tak zajęta, że nie zauważyła że w pokoju pojawił się ktoś nowy.
- Blanusia? - zwróciła się do niej Lewandowska - Ty sobie odpocznij, a ja nakarmię małego.
- Dobrze - powiedziała, podając kobiecie Szczęsnego juniora.
I właśnie w tym momencie zauważyła stojącego na środku pomieszczenia piłkarza, który bacznie ją obserwował z uśmiechem na twarzy.
- Cześć - odezwał się pierwszy i wyciągnął rękę do niej. - Jestem Robert.
- Wiem kim jesteś - zaśmiała się. - Miło mi, Blanka
Lewandowskiemu też było miło, nawet bardzo.
„Przecież nie lubisz blondynek” - przypomniał sobie. Ale jak wiadomo, wyjątek potwierdza regułę, a przypadki chodzą po ludziach... czy jakoś tak.
Dopiero po chwili zorientował się, że nadal trzyma ją za dłoń, ale ona wydawała się być tym wzruszona, podczas gdy wiele innych dziewcząt na jej miejscu padłoby z wrażenia.
- Masz bardzo ładne palce - wypalił ni stąd ni zowąd.
- Słucham?
- Nieważne - poprawił się szybko, puszczając jej rękę i kręcąc głową. Co on w ogóle gadał? "Masz ładne palce" - pięknie, no po prostu pięknie. W tym momencie przypomniał sobie o Wojtku, który czekał na jego telefon, pewnie już wydeptując ścieżki, chodząc w tą i z powrotem i rwąc sobie włosy z głowy. Piłkarze nie mogli się sobie nadziwić, ile zmieniło się w ich życiu i w nich samych od pojawienia się dziecka. Tak czy inaczej, brunet machnął ręką i mamrocząc niezrozumiałe przeprosiny wyszedł, chowając się w kuchni.
- No w końcu! - Wojtek był wyraźnie poirytowany.
- Wybacz, byłem... ee... zajęty! - próbował się usprawiedliwić.
- Czym? Bo chyba nie praniem - zakpił, dobrze wiedząc o tym, że od pralek Robert trzymał się z daleka odkąd swoje białe koszulki zafarbował na różowo, bo niechcący wrzucił razem z nimi czerwony t-shirt. - No więc?
- Oj no... - Lewy się zawahał. - Wchodzę do mieszkania, a mama oznajmia mi, że małym zajmuje się Blanka.
- Blanka - powtórzył po nim. - A ładna chociaż?
- Ja pierdolę, Wojtek. Dziecko ci mogła zabić a ty się pytasz czy ładna!
- Lewy... - oczami wyobraźni niebieskooki widział jak jego przyjaciel łapie się za głowę, mimo że byli tysiące kilometrów od siebie. - Sądzisz, że nasze matki wpuściłyby psychopatę do mieszkania? - Odrobiny zaufania!
- Łatwo ci mówić jak ja prawie na zawał umarłem! - zdenerwował się Lewandowski.
- Pokój twej duszy - odpowiedział Wojtek. - Ładna?
- PRAWIE! Jezu, tak ładna, lepiej ci?
- Lepiej. Zrób zdjęcie i mi wyślij, bo Azjatki mnie nie kręcą, a muszę czymś nacieszyć oko.
- Biedactwo, nie masz do czego fapać, bardzo mi cię szkoda! - Napastnik przewrócił oczami, ale po chwili zastanowienia zgodził się. - Niech ci będzie.
- Na ciebie zawsze można liczyć. - Lewy usłyszał śmiech przyjaciela, a także rechot kilku innych osób. - Nie zwracaj na to uwagi. Jak Dominik?
- Szczęśliwy - zaśmiał się Lewandowski. - Spokojnie możesz mu zazdrościć, nie umie mówić i przynajmniej jej nie powiedział że ma ładne palce.
- Ładne palce mówisz... Coś więcej? - zaciekawił się.
- Więcej, więcej! Dowiesz się jak przyjedziesz... - zakończył Robert, powoli czując się jak na przesłuchaniu.
- Zdjęcie, Lewy! - upomniał go bramkarz. Brunet mruknął coś i zakończył rozmowę. Inaczej trwałaby ona w nieskończoność, a Blanka zdążyła by mu zwiać.
 Schował komórkę do kieszeni i podreptał do salonu, gdzie znudzona blondynka siedziała na kanapie. Gdy spostrzegła, że nie jest sama, uniosła głowę ku górze i uśmiechnęła się do Roberta.
- I jak tam? - zapytał starając się być miły, ale jednocześnie nie wiedząc jak zagaić rozmowę. 
- Hmm Mały zasnął więc... - nie dokończyła. Chyba nie chciała powiedzieć "Już pójdę".
- Więc czekasz na mnie? - pomógł jej, uśmiechając się zawadiacko.
W tym momencie usłyszeli szczęk zamka drzwiach i oboje odwrócili głowy. To Alicja wróciła z zakupów, więc Lewy po części z chęci pomocy, po części chcąc zaimponować dziewczynie zabrał zakupy od matki swojego przyjaciela.
Mama Wojtka uśmiechnęła się z wdzięcznością do Lewandowskiego, po czym zmęczona padła na miejsce obok Blanki. 
- Bardzo dziękuję, że pomagasz nam przy Dominiku - rzekła. - We dwie nie dałybyśmy sobie rady. Niby to tylko jeden mały brzdąc, ale trzeba mieć do niego dużo cierpliwości. 
- To drobiazg, uwielbiam małe dzieci - odparła. - Niestety, muszę już uciekać.
- Dobrze, jeszcze raz bardzo ci dziękuję. 
Robert przestraszył się słysząc słowa Alicji. Skoro one ledwo sobie radziły, to jak poradzą sobie z Wojtkiem sami? A co jeśli ich matki postanowią zostać na stałe w Londynie.. TYLKO NIE TO - pomyślał od razu. Oszaleliby wszyscy. Ale do czego są śliczne lubiące dzieci sąsiadki? 
- Blanka? - zaczął spontanicznie. - Dasz mi może swój numer? 
- No wiesz... znaczy.... bo - jąkał się - Jakbyśmy potrzebowali pomocy przy Domim. 
- Jasne, nie ma sprawy. - Wymienili się numerami i zdjęciami (przecież są potrzebne do kontaktów, nic więcej!) po czym dodała: 
- Zawsze możesz przyjść piętro wyżej, mieszkanie 119. 
- W porządku - odparł i uśmiechnął się.
- Do zobaczenia.
Blondynka wyminęła Lewandowskiego i wyszła. Lewy zadowolony z siebie powlókł się do swojej sypialni, by zdrzemnąć się po wyczerpującej podróży.Zanim położył się na łóżku, spojrzał na ekran telefonu, z którego uśmiechała się do niego niania Dominika. Szybko wysłał zdjęcie Szczęsnemu, a zaraz potem zasnął. 

~ * ~ 

Dobry wieczór! Nie było nas tu miesiąc, ale w końcu jest czwóreczka. Niestety, szkoła robi swoje, przez co nie mamy czasu na częste pisanie, lecz starałyśmy się i chyba nie wyszło nam aż tak źle, prawda? :) Standardowo: liczymy na wasze opinie, każdy komentarz jest dla nas motywacją. :)

poniedziałek, 14 października 2013

[03] Domowe przedszkole.

Po natarciu pani Marchewki, wszystko wracało do normy. Było jeszcze wcześnie, więc postanowili wreszcie porządnie się zadomowić, uwzględniając przy tym małego lokatora. 
- Dzwoniłem już po Oli'ego Lukasa i Jacka. Pojedziemy po łóżeczko, jakieś meble, ubranka... - Wojtek wydawał się rzeczywiście przejęty nową rolą, albo naczytał się za dużo na forum dla młodych matek.  Tak czy inaczej, efekt był taki, że wujek Robert musiał zostać z brzdącem sam na kilka godzin. - Jesteś pewny że dasz sobie radę? - Szczęsny ponowił swoje pytanie już chyba piąty raz, patrząc niepewnie na przyjaciela. 
- Mam tyle samo doświadczenia w opiece na dziećmi co ty – powtórzył Robert, całkiem szczęśliwy z możliwości wykazania się jako niańka. 
- I to mnie martwi – mruknął bramkarz. 
Mimo swoich obaw w końcu podał Lewemu Małego i wyszedł, a wujek i synek pomachali mu na pożegnanie. 

~*~

 - I co maluchu? Ciocia... ee pani Ania zostawiła nam tu trochę warzywek, może coś ci ugotujemy? Nie martw się, zmielę ci tam trochę kurczaka, żebyś urósł duży jak twój tatuś.
Opieka nad dzieckiem była dla Lewandowskiego świetną zabawą, uśmiech miał przyklejony do twarzy jak na super mocny klej. Zanim zaczął gotować, posadził Dominika w foteliku, który z kolei postawił na kuchennym blacie, żeby bobas miał dobry widok na tańczącego przed garnkami wujka. 
- Zobacz co tu mam! - napastnik pokazał małemu swoją zdobycz jak najlepsze trofeum. Był to biały fartuch z napisem „I love my daddy” i wielkim sercem na środku. - Wiesz, kupiłem dla twojego taty, ale chyba się nie obrazi, co nie? 
Szczęsny Junior wydawał się zadowolony ze swojej nowej niani. Uśmiechał się, gaworzył i przede wszystkim – nie płakał. W ciągu pół godziny obiadek był gotowy, a wujek Lewus dumny z siebie, bo nie został nim opluty. Czyli smakowało. Bo obiadku bobas i wujek udali się na drzemkę. Lewy był tak zmęczony spotkaniem z byłą żoną i gotowaniem, że zapomniał nawet o zdjęciu fartuszka.  Jakiś czas później w mieszkaniu zrobił się niezły harmider. Szczęsny wraz z pomocnikami wrócili z zakupów: Jack wszedł niosąc karton z łóżeczkiem, Wojtek na wpół złożony wózek i dużą wypełnioną różnymi drobiazgami torbę, Poldi miał przewieszone przez szyję nosidełko, a za rękę ciągnął Louisa, który dla odmiany ciągnął za sobą wielkiego pluszowego krokodyla, większego niż on sam. Za ogon ogromnego pluszaka trzymał Archie. Za nimi szedł Oli, za jedną rączkę trzymając małą Jenny a za drugą trochę młodszą Delilah, która dopiero uczyła się chodzić i ledwo nadążała za Francuzem. Cały hałas obudził Dominika i jego opiekuna. Zarówno dzieci jak i ich tatusiowie wydawali się strasznie podekscytowani całą wyprawą. Wojtek widząc że jego dziecko płacze, zresztą jak miał w zwyczaju, przytulił malucha, a ten niemalże natychmiast się uspokoił. Czyżby bramkarzowi na stałe załączył się instynkt tacierzyński? Lewy tylko przecierał oczy i starał się obudzić i ogarnąć, co dzieje się na około. 
- Zabraliście całe przedszkole ze sobą? - mruknął, przyglądając się gromadce dzieci, która właśnie zabrała się za wypróbowanie wszystkich zakupionych zabawek. 
Jednak już po dwóch minutach Jenny podbiegła do Wojtka i zaczęła przyglądać się Dominikowi. 
- Wujek a kto to jeśt? - zapytała, unosząc główkę do góry, żeby móc lepiej się przyjrzeć. 
- To mój synek – odpowiedział, a w jego głosie było słychać coś nowego – jakby dumę z tego że może to powiedzieć: mój syn. 
- A mogę go dotknąć? - zapytała od razu dziewczynka, więc bramkarz usiadł na kanapie, żeby mogła dosięgnąć małego. Wszystkie dzieci od razu zbiegły się dokoła i zaczęły łapać Dominika za rączki. 
- A gdzie jego mamusia? - zainteresował się Archie. - Moja mamusia jest w pracy. 
Zanim Szczęsny zdążył zastanowić się nad odpowiedzią, przerwał mu dzwonek do drzwi. Szybko podał Dominika Lewemu i poszedł otworzyć. 
- O Jezu – wyrwało mu się, kiedy zobaczył kto postanowił do nich przyjechać. - MAMO?! Ale co ty tu... I pani Lewandowska? Ale co wy tu...? - Nie był w stanie nawet złożyć zdania, szok odebrał mu na chwilę zdolność logicznego myślenia. 
- WIEDZIAŁAM! – krzyknęła pani Iwona, widząc swojego syna z dzieckiem na ręku i w tym nieszczęsnym fartuszku. Jak mogłeś mi nie powiedzieć że mam wnuka?! 
- Ale mamo... - Teraz to Lewy był w niezłym szoku. Jakiego wnuka? 
- Nie mamuj mi tutaj, tylko daj mi no zobaczyć tego słodziaczka! Ojej, ma niebieskie oczy, na pewno po mnie! 
Zanim Robert się obejrzał, jego mama już tuliła do siebie małego, tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy jej nie widział. Poza tym – wszystkie dzieci mają niebieskie oczy – przeszło mu przez myśl. Wojtek stał zakłopotany pośrodku całej sytuacji i przeczesując włosy ręką. 
- Mamo? – mruknął do swojej matki, ledwo dosłyszalnie. - Dominik to mój syn.

~ * ~

Oddajemy w wasze ręce trzeci rozdział. Nieco krótki, ale pomału się rozkręcamy, więc don't worry :). Liczymy na komentarze z waszej strony, które są dla nas bardzo motywujące! :)
Jeśli chcecie być informowani - zostawcie kontakt w zakładce "Informujemy".

niedziela, 6 października 2013

[02] Atak pani Marchewki.

Po wykąpaniu, przewinięciu i nakarmieniu, przyszedł czas na drzemkę. Zmęczony płakaniem Dominik zasnął bez problemu, dając tym samym chłopakom chwilę wytchnienia. Wojtek, Lukas i Robert siedzieli na kanapie i pili piwo, nie odzywając się ani jednym słowem przez dłuższy czas. 
- Trzeba mu kupić jakieś ciuszki - wypalił nagle Lewy. Jego przyjaciele spojrzeli na niego jak na idiotę, w sumie kolejny raz tego dnia. - No co?
- Milcz - burknął Szczęsny. - Muszę to wszystko przemyśleć.
- Nad czym tu myśleć? - zabrał głos Poldi. - Sandra okazała się być niedojrzałą dziewczynką, więc to ty musisz się wykazać. Ten chłopiec potrzebuje bezpieczeństwa i miłości. Nie możesz się wycofać.
- Nie zamierzam - zapewnił pośpiesznie bramkarz. - Tylko... A co jeśli nie dam sobie rady?
- Wojtek - Poldi westchnął i poklepał kolegę z drużyny po ramieniu. - Pomożemy ci. Masz nas, pana Foszka, rodzice też ci pomogą.
- Dzięki - Wojtek uśmiechnął się z wdzięcznością. - To co? Dzwonimy po Giroud?

~ * ~

Wojtek i Robert byli wielbicielami długiego spania, to też szybko przekonali się o tym, że teraz będą mogli o takim jedynie pomarzyć. Dominik pokazał iż ma charakterek, co było kolejną cechą świadczącą o tym, że chłopiec na pewno jest z rodu Szczęsnych. O piątej nad ranem zdali sobie sprawę z ważnej rzeczy: nie warto już się kłaść do łóżka. Siedzieli na kanapie z kubkami wypełnionymi gorącą kawą, gapiąc się w ścianę. Co jakiś czas jeden z nich ziewał, zaś drugi przecierał oczy ze zmęczenia. Minuty mijały, a cisza panująca w mieszkaniu stawała się nieznośna. Z dwojga złego woleli jednak siedzieć jak dwie myszy pod miotłą, niż znowu uspokajać płaczącego chłopca.
Wtem rozległ się głośny dźwięk. W pierwszej chwili żaden nie zareagował, lecz po upływie kilkunastu sekund Lewandowski zerwał się jak oparzony i pobiegł do swojego pokoju, w którym zniknął na parę minut.
- Giroud dzwonił i pytał o numer do mojego fryzjera – wyjaśnił brunet, kiedy wrócił z powrotem do salonu. – Ale mu nie dałem. Taki ze mnie sukinsyn.
Zadowolony z samego siebie wyszczerzył się do Szczęsnego, a ten tylko spojrzał na niego zaspanymi oczami. Nawet nie chciało mu się komentować jego zachowania, bo w obecnej sytuacji był w stanie otwierać usta tylko po to, by śpiewać kołysanki i pić kawę. A jeśli już mowa o kołysankach to przyszedł czas na kolejną, bo Dominik znowu dał o sobie znać.
- Repertuar mi się kończy – bąknął pod nosem Wojtek i poszedł do synka.
Bramkarz wziął chłopca na ręce i zaczął chodzić z nim po pokoju, podśpiewywać dobrze mu znaną melodię z dzieciństwa, którą zawsze nuciła jego mama, kiedy był jeszcze siusiumajtkiem. 
Brzdąc w końcu się uspokoił. Patrzył na swojego tatuśka z uśmiechem na twarzy i kąciki ust Wojtka również uniosły się ku górze. 
I tak właśnie Wojciech Szczęsny poznał jeden z plusów bycia rodzicem: widok szczęśliwego dziecka. 

~ * ~ 

Chłopaki wykorzystywali ostatnie dni swojego urlopu, który powoli się kończył. W następnym tygodniu obaj wznawiali treningi - Wojtek w Arsenalu, a Robert w Chelsea. Przez wiele miesięcy mówiono o odejściu Lewandowskiego do Bayernu Monachium, lecz tak się nie stało. Napastnik miał dość swoich menadżerów, którzy naciskali na jego przenosiny do wielokrotnego mistrza Niemiec. Ten jednak zbuntował się i w końcu powiedział "nie". Sezon 2013/14 był dla niego burzliwy, nie tylko ze względu na jego karierę, ale też przez życie prywatne. Po zaledwie kilku miesiącach małżeństwa, on i Anna postanowili się rozstać. Lewy nie znosił wymyślnych dań swojej małżonki. Był mężczyzną i jak każdy prawdziwy facet - potrzebował mięsa! Wiadomo, jako sportowiec musiał trzymać się diety oraz odżywiać się zdrowo. Ale ileż można? Dlatego też pewnej niedzieli, podczas pobytu w Polsce między rundą jesienną a wiosenną, pojechał w odwiedziny do swojej mamy. Zapach kotleta był niczym zbawienie. Nie przewiedział tylko jednego: Ania wpadła niespodziewanie do domu swojej teściowej. Widząc męża zajadającego ze smakiem schabowego... No cóż, na jej widok ludzie mogliby pomyśleć, że jest bykiem i urządzić sobie corridę. Złość jaka z niej buchała dała o sobie znać niedługo potem, gdy Robert otrzymał pozew o rozwód. Ten jednak nie rozpaczał długo, o czym świadczyła huczna impreza, która odbyła się tego samego wieczora. 
Znalazł nowych menadżerów, preferował wolne związki i przeniósł się do Londynu. Po tym jak Demba Ba wrócił do West Ham United, a Everton postanowił pozyskać Lukaku, londyńska Chelsea potrzebowała napastnika. Samuel Eto'o nie spełniał oczekiwań, zaś Fernando Torres odkąd pojawił się na Stamford Bridge nie był już tym El Nino z Liverpoolu. Angielski klub postanowił ściągnąć do siebie napastnika reprezentacji Polski z nadzieją, że będzie błyszczał tak jak przez cztery lata w BVB.
Mimo ciężkiej nocy chłopakom dopisywał humor. Dominik zachowywał się nie do poznania: bawił się grzecznie swoją pandą i chichotał wesoło. Wojtek i Robert przyglądali się temu z uśmiechem na ustach, rozmawiając o nadchodzącym sezonie i wychowaniu małego. Wtem rozległ się dzwonek do drzwi, więc brunet pobiegł otworzyć.
- Rybeńko! - wykrzyknęła kobieta trzymająca siatkę z zakupami, która stała na progu mieszkania piłkarzy.
- Eee... Anka? Co ty tu robisz? - zdziwił się. Ale zanim mu odpowiedziała to jego była żona wpadła do środka i poleciała do kuchni. - Do cholery jasnej!
- Co ona wyprawia? - oburzył się Wojtek. 
Oboje poszli za ex partnerką Lewandowskiego, która w trymiga rozgościła się w ich domu. Wyjęła z siatki marchewki, sałatę, pomidory, ogórki... Wyglądało to jakby wykupiła cały warzywniak. Nic nie robiła sobie z tego, że nie jest u siebie i że oni ją obserwują. 
- Kobieto, jak chcesz się bawić w Makłowicza to nie tutaj - oznajmił Wojciech, na co ta wybuchnęła śmiechem. - No co?
- Zawsze lubiłam twoje poczucie humoru.
- Robercie - rzekł z powagą bramkarz - zrób coś z nią.
Lewy został sam z Anną, która przyglądała mu się z uwagą. 
- Przyleciałam do ciebie, bo się stęskniłam - powiedziała po chwili milczenia. - Przywiozłam wszystkie twoje ulubione warzywa.
- Nie, przywiozłaś wszystkie swoje ulubione warzywa - odparł z wściekłością. - Rozstaliśmy, rozumiesz co to znaczy? 
- Tak, rozumiem, czy ja ci wyglądam na blondynkę?
- Przecież nią byłaś, potem się przefarbowałaś.
- No tak. Zapomniałam. Hihi.
Zakłopotana zwiesiła głowę i znów zapadła niezręczna cisza, ale tym razem Lewy postanowił być bardziej stanowczy i poprosił ją o wyjście. Wyraz twarzy kobiety zmienił się, kipiała złością niczym tego pamiętnego dnia, gdy nakryła go na obiedzie u mamy. Opuściła kuchnię, a wychodząc zauważyła jak Wojtek bawi się z dzieckiem. Wryło ją, totalnie czuła się jak wbita w podłogę. Nie chciała jednak zostawać tu ani minuty dłużej i wyszła. 
Nie mogła tego tak zostawić. Wyciągnęła telefon i wybrała numer do Iwony Lewandowskiej.
- Słucham?
- Dzień dobry, z tej strony Anna Lew... Stachurska. Chciałam zapytać o jedną rzecz. 
- Jaką? - ton głosu byłej teściowej był chłodny i zdystansowany.
- Robert ma syna?
Milczenie po drugiej stronie było odpowiedzią na nurtujące ją pytanie. Jako iż nie oczekiwała niczego więcej - rozłączyła się.

~ * ~ 

Dobry wieczór! Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że znowu rozdział jest tak późno, ale szkoła zabiera dużo czasu. Postaramy się jednak, by trzeci rozdział był szybciej. :)
Z góry za wszelkie błędy przepraszamy, no i liczymy na komentarze z waszej strony! Jeśli chcecie być informowani, to zostawcie namiary do siebie w zakładce u góry. :)

poniedziałek, 16 września 2013

[01] Nie każdy może być Mariną.

Dobra, jeszcze raz, czyli mamy dziecko na progu, Lewego który siedzi spokojnie przed telewizorem… spokojnie to może nie, bo właśnie po raz kolejny zaczął wyklinać niczemu niewinnego Xboxa, który jak na złość teraz nie chciał uruchomić jego ukochanej płyty z Need For Speedem. Poldi za to siedział z grobową miną w kuchni i wpatrywał się w nieokreślony punkt przed sobą, jakby rzeczywiście ktoś umarł. Biedny, nie rozumiejący całej sytuacji Oliver, który przecież z całego bogactwa słów języka polskiego znał tylko “kurwa” i “spierdalaj” nie był w stanie zrozumieć o czym przed chwilą rozmawiali jego koledzy.  W ciszy obserwował Szczęsnego, który tylko chodził w tę i z powrotem, wyglądając jakby zamierzał wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. “Kurwa” było właśnie tym słowem, jakie teraz wypowiadał. Ktoś mu jednak przerwał, a tym kimś był mały chłopiec płaczący głośno w swoim foteliku. Chyba ktoś go obudził…
- Dziecko płacze! - rzucił z głębi mieszkania Lewy, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Spierdalaj! - warknął w odpowiedzi Wojtek.
Oli w końcu coś rozumiał!
- Kretyni - warknął Podolski i podszedł do chłopca. Wziął go na ręce i zaczął chodzić z nim po salonie, ale on nadal płakał. - Woj, tatuśku, zaśpiewaj mu coś.
- Nazywam się Marina Łuczenko czy Wojtek Szczęsny? - odburknął bramkarz. - Robercik, ty zawsze piejesz jak kogucik, kiedy jesteś pod prysznicem, weź coś mu zaśpiewaj.
- No niech ci będzie. - Lewandowski wziął chłopca od Lukasa i zaczął mu śpiewać: - Jadą, jadą misie, tralalala, śmieją im się pysie...
Ale zamiast uspokoić dziecko, ono zaczęło płakać jeszcze bardziej. Giroud wybuchnął śmiechem, Podolski westchnął ciężko, a papa Arsenal... Znaczy Wojtek był bliski załamania.
- Ty masz syna, tamten córkę, moglibyście pomóc! - golkiper powoli tracił sił.
- Co tak śmierdzi? - wypalił ni stąd ni zowąd Olivier.
- To chyba nasz nowy współlokator - powiedział Lewy. - Kapitan Śmierdziuszek!
- Lewy, ty się idź lecz! - warknął Wojtek. 
- Bez ciebie nie idę! - odpowiedział brunet starym tekstem z reklamy. A dziecko dalej płacze... 
- Możecie nie mówić przy mnie po polsku? Czuję się jak ufoludek - wtrącił się napastnik reprezentacji Francji. - A i chyba ktoś narobił w pieluszkę.
- No co ty nie powiesz? Jak na to wpadłeś?
- Wiecie co? Mam dość. Mówicie przy mnie w języku, którego nie rozumiem i cały czas sprawiacie mi przykrość - Giroud popatrzył na wszystkich ze smutkiem. - Oli wychodzi i nie wie, kiedy wróci.
Powiedziawszy to odmaszerował do drzwi, po czym wyszedł. Wraz z jego wyjściem ryk ustał, ku uciesze Wojtka, Roberta i Łukasza.
- Musimy to rozplanować. Pójdziecie na zakupy i kupicie kilka najpotrzebniejszych rzeczy,ma ja tu zostanę i pomyślę co dalej - rzekł bramkarz.
Przyjaciele zgodzili się na taki układ i niezwłocznie ruszyli do supermarketu po pieluszki, buteluszki i inne pierdziuszki.

~ * ~ 

Tymczasem, nasz bądź co bądź - świeżo upieczony tatuś został ze swoim synkiem. Mały jak na razie przestał płakać, więc Wojtek wziął do ręki list od Sandry i przeczytał go po raz kolejny: 

Cześć Wojtku, 
Pewnie się tego nie spodziewałeś, ale ten mały człowiek to własnie Twój syn - Dominik. Może powinnam Ci powiedzieć, że w ogóle byłam w ciąży, ale skoro nie byliśmy już razem, kiedy sama się o tym dowiedziałam, pewnie i tak byś mi nie uwierzył. W teczce masz więc test genetyczny, akt urodzenia, oraz moje zrzeczenie się praw rodzicielskich. Mam nadzieję, że poradzisz sobie lepiej niż ja. 
Sandra 
PS: Nie dzwoń do mnie, nie szukaj mnie. 

W torbie znajdowały się wszystkie dokumenty, więc czy miał jakiś wybór? Co ta dziewczyna sobie w ogóle wyobraża?! Wtedy spojrzał na małego, który obserwował go, machając nóżkami i rączkami. Zauważył, że wypadła mu maskotka - mała Panda - więc podniósł ją i podał chłopczykowi, który mocno złapał pluszaka w prawą rączkę, uśmiechając się, O dziwo, jego tata też się uśmiechnął. 
- I co bekso, niby ja mam cię wychować? - zapytał retorycznie. - Ja? Wiesz, miałem nieco inne plany... chodź tu - Szczęsny wziął syna na ręce, a Junior odpowiedział mu radosnym gaworzeniem. 
- Chyba nie mam wyjścia... - zamilknął na chwilę, aż w końcu przypomniało mu się coś: 
- Rany, trzeba cię przebrać! - jęknął. 

~ *  ~ 

Tadam! Spółka Lola&Aly przedstawiają pierwszy rozdział! :) Mam nadzieję, że wam się podoba, pomimo tego że do najdłuższych nie należy. Liczymy na opinie z waszej strony :)
Jeśli chcecie być informowani - piszcie do nas na Twitterze (@xsleezesister, @AlyFlame) lub wpiszcie się w "Informujemy" :)

niedziela, 1 września 2013

[00] Prolog.

- Dobra, to już wszystkie - zadowolony z siebie Podolski ustawił ostatnie ciężkie pudło na ziemi i rozsiadł się na kanapie. 
Dwóch kumpli mieszkających razem na 270 metrach kwadratowych - czego chcieć więcej? Dwóch wolnych, heteroseksualnych, otwartych na przygody i dobrze ustawionych piłkarzy. 
- Piwo! - rzucił pierwszy bramkarz Arsenalu, wchodząc do pomieszczenia z szerokim uśmiechem na twarzy. - Leniwy miał coś załatwić, gdzie on jest? 
W odpowiedzi na to pytanie, rozległo się pukanie do drzwi. 
- Kurwa, zapomniałem dać mu klucze! - uderzając w czoło otwartą dłonią powlókł się do drzwi, aby je otworzyć. 
- W końcu - powiedzieli jednocześnie, szczerząc się do siebie. Ich radość nie trwała jednak długo. 
- BEZALKOHOLOWE? KUPIŁEŚ BEZALKOHOLOWE?! - Minę Szczęsnego można by w tym momencie sfotografować i zachować dla przyszłych pokoleń, jako ostrzeżenie. Na jego twarzy widniała bowiem chęć mordu godna bazyliszka. 
- Co ty gadasz, pokaż to... - Robert usiłował się wybronić jednak musiał przyznać Wojtkowi rację. Cholera. 
-  Dobra, chłopaki spokojnie - Jak zwykle, Łukasz miał asa w rękawie, odpowiedniego do ratowania sytuacji. Zadzwonię do Oliego, on na pewno ma coś w domu. Jak powiedział tak też robił. Przy okazji zamówił pizzę, co to za parapetówka bez pizzy? Piwo o praktycznie zerowej zawartości alkoholu to wystarczająca katastrofa. 
Nie minęło dziesięć minut a w mieszkaniu pojawił się Francuz z zadowoleniem wymachujący butelkami... wina? 
- Znalazłem cztery winka, może być? - Z braku laku, dobry i kit jak to mówią. Może i to trochę babskie, ale ważne że humor poprawi. 
Jeszcze zanim zdążyli otworzyć pierwszą wypełnioną czerwonym płynem butelkę (to trochę trudne, jeśli nie masz korkociągu i zamiast tego, usiłujesz wepchnąć korek do środka za pomocą długopisu) po raz kolejny w mieszkaniu zabrzmiał dzwonek do drzwi. 
- Pizza! - krzyknęła cała czwórka, ciesząc się niczym sfora dzieciaków. Całą grupą rzucili się do drzwi, ale kiedy je otworzyli ich radość ulotniła się niczym tanie fajerwerki.
- To nie moje - rzucił Lewy i od razu wycofał się w głąb salonu. Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę, ale ten tylko wzruszył ramionami. A może jednak? Zresztą, Anka nie wiedziała że tu mieszkał, nie przypomniał sobie też, żeby była w ciąży, a na progu ktoś właśnie zostawił małego chłopca. Tak, o ile oczy ich nie myliły to właśnie na progi niejakiego Wojciecha Sczęsnego stał fotelik samochodowy w którym spał uroczy, mały chłopiec. Witaj w domu Harry Potterze... a zaraz, to nie ta bajka. 
- Czekajcie, tu jest jakaś kartka. - Jak zwykle najbardziej opanowany okazał się Poldi. W kilka sekund przeczytał mikroskopijny list i klepiąc Wojtka po ramieniu powiedział: 
- Gratulacje stary, ładnego masz syna.



*

Dobry wieczór, z tej strony Karolajn i Aly :). Postanowiłyśmy napisać coś trochę żartobliwego i tym sposobem zaczynamy pisać opowiadanie o Szczęsnym, jego synku i kolegach z Arsenalu. Żeby nie było: zainspirowałyśmy się serialem "Baby Daddy", ale to tylko nasza inspiracja, nie będziemy korzystać z historii, jakie wydarzyły się w tym serialu. 
Jeśli chcecie być informowani zostawcie nam adresy swoich blogów w "Informujemy", bądź napiszcie do nas na Twitterze - @xsleezesister i @AlyFlame :)